Z jednej strony bardzo rozbudowana komunikacja miejska - metra, autobusy, trolejbusy, tramwaje i kolejki podmiejskie, a z drugiej strony w metrze widać, że powstało w XIX wieku, a przejażdżka Ikarusami wręcz przywoływała można powiedzieć wspomnienia z dzieciństwa.
Z jednej strony miasto chwalące się kuchnią narodową, regionalnymi potrawami z papryki, z papryką i w papryce, a z drugiej gdyby opisać zapach miasta to byłby to... burger z McDonalds'a lub BurgerKinga - można je spotkać na każdym kroku.
Pieniądze też mają dziwne. :) Te tysiące forintów, plączące się w oczach zera, które dobrze liczyć trzeba, czy w portfelu mam 1000 czy może jednak 10000. Za to ludzie przesympatyczni. Wieeelki plus za znajomość angielskiego - człowiek nie boi się iść do sklepu, na pocztę, do apteki (tu szczególnie było nam to pomocne!). I zawsze chętni do pomocy obcokrajowcom. Dużo nasłyszeliśmy się i naczytaliśmy o wszechobecnym brudzie na ulicach - mówiąc szczerze, choć wypatrywaliśmy, nie znaleźliśmy. Być może wynikło to z terminu naszego pobytu - we wrześniu pogoda już tak nie dopisuje, stąd dużo mniej turystów (choć tak sporo - w centrum czasem łatwiej spotkać turystę, niż miejscowego, ale gdzie tak nie jest?). Jest też chłodniej, czasem popada - jakoś inaczej miasto pachnie wtedy na pewno.
Oczywiście - widzieliśmy tylko skrawek tego wielkiego miasta, jego reprezentacyjne dzielnice, nastawione na podziwianie przez takie oczy jak nasze. Ale czyż nie po to tam pojechaliśmy? Daliśmy ludziom spokojnie żyć i pracować we własnym świecie - nie odwiedzaliśmy ich tam i nie ocenialiśmy. Stąd podsumowując - czy jechać tam? OCZYWIŚCIE!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz