Na uwieńczenie każdej podróży czeka pakowanie, więc i my od rana walczyliśmy (w tę środę rzecz jasna) z walizkami. Wyzwanie było nie małe, gdyż oprócz tego co przywieźliśmy ze sobą (a trzeba przyznać, że rzeczy brudne nie chcą zajmować tyle samo miejsca co czyste, tylko jednak więcej), należało jeszcze upchać z kilka butelek wina, do "domowego barku". Ale w końcu udało się i wybyliśmy ostatni raz "na miasto", pożegnać się z Budapesztem i Dunajem. Krótki kurs metrem i już staliśmy przed jedną z największych Synagog w Europie - niestety okazała się być zamknięta, bez podania wyraźnej przyczyny i mimo wywieszonych godzin zwiedzania. Obeszliśmy ją zatem dookoła - a budynek na prawdę architektonicznie ładny - i zajrzeliśmy przez bramę na dziedziniec, by choć trochę rzucić okiem na pomnik upamiętniający pogrom Żydów w czasie wojny - sporych rozmiarów metalowa wierzba płacząca, kołysząca się na wietrze, na której listkach wypisane były imiona poległych.
Później udaliśmy się na wspominany już wcześniej targ. Tym razem obeszliśmy go dokładniej, wchodząc również na piętro, gdzie setki handlarzy sprzedawało regionalne wyroby ludowe i inne wszelkie możliwe "souveniry". My nasze kroki skierowaliśmy głównie do stoiska cukiernianego, gdzie po zakupie strudli wiśniowych, pączka w marcepanie i pokaźnego eklera, udaliśmy się na konsumpcję na ławeczce przy Dunaju, ostatni raz ciesząc oczy widokami.
Na czas przed samym wyjazdem zaplanowaliśmy sobie jeszcze jedną atrakcję - laserowy teatr w planetarium. Objuczeni bagażami (gdyż planetarium znajdowało się kilkaset metrów od dworca autobusowego Nepliget, z którego odjeżdżaliśmy do Polski) zakupiliśmy bilety i usiedliśmy w fotelach pod kopułą. Laserowy teatr był godzinnym koncertem wybranych utworów Pink Floyd (codziennie jest inny wykonawca), do których na rozgwieżdżonym niebie wyświetlano laserową animację, interpretującą dany kawałek. Momentami było na prawdę dziko i szalenie, nie wiadomo było na co patrzeć. Efekt na prawdę szczególny, a w towarzystwie tak doborowej muzyki warty polecenia.
I tyle nas było w Budapeszcie! Podróż bułgarskimi liniami międzynarodowymi minęła spokojnie, i dość szybko jak na 13 godzin podróży. Wysadzeni we Wrocławiu złapaliśmy pociąg, i po śniadanku już jechaliśmy do domu.
Bye bye Budapeszt! Jeszcze tu wrócimy. :)
Laserowy spektakl jest świetny, a ich muzyka na bank spotengowała wrażenia!
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie na bloga!